Marzanna - 25.03.2001r.

   Od jakiegoś czasu temperatura była na plusie, więc wszystko wskazywało, że zima odeszła na dobre. Zresztą końcówka marca i w ogóle, no to trzeba przegonić ostatecznie zimę i przestawić się na wiosenne prognozy pogody. Do uczestnictwa w topieniu Marzanny zapowiedziało się ponad trzydzieści osób, więc siostra nagotowała dwa termosy grochówy, żeby wszyscy mieli się czym rozgrzać. Tyle, że w niedzielę, 25 marca nagle spadł śnieg, temperatura spadła ciut poniżej zera, a w dodatku nie wszyscy pamiętali o zmianie czasu. No i na miejsce zbiórki w Truskawiu dotarło niecałe dwadzieścia osób. Zmarzluchy i zapominalscy nie dotarli. Imprezę przygotowywał Krzysiek Hopfer, a w naszym środowisku od wielu lat używało się określenia "hopferowskie skróty", co oznaczało tylko jedno: na pewno nie będzie bliżej, za to na pewno dłużej! Cóż, Krzyśka to tak naprawdę nie znałem - on chyba przestał działać, jak ja jeszcze byłem zuchem. Podobnie było z kilkoma innymi uczestnikami, więc pomyśleliśmy, że to tylko wyolbrzymiona przez lata legenda ...

   Jednak na wszelki wypadek uzmysłowiliśmy Krzyśkowi, że oto idą z nami dzieci, więc żeby nie przesadzał. Krzysiek pokiwał z zadumą głową i powiedział "No dobra, to pójdziemy na skróty..."! No i gadaj tu z takim.

Przygotował "Malaj"

   LEŚNICZY: Pozwolił nam na rozpalenie ogniska na miejscu biwakowym. Przygotował drewienka, bo jak wiecie w Puszczy nie wolno się samowolnie panoszyć. Nie omieszkał spożyć dwóch miseczek grochówki. Zresztą grochówki starczyło dla innych ludzi spacerujących po puszczy i dla piesków leśniczego. To była wielka uczta przy ognisku. A po uczcie już trochę rozgrzany Malaj zaintonował przy gitarze. Trochę pośpiewaliśmy, leśniczy nas nie opuszczał i chyba też wspominał swoje stare dzieje, spacerowicze przystawali z melancholijnymi uśmiechami ...

   SZCZEPAN:
Szczepan przemówił w Palmirach. Przypomniał wspaniałe czasy Rajdu Panterkowego w którym odnieśliśmy spektakularny sukces. Zaczął również przemawiać przy grobie JERZYKOW, a ktoś go szurnął w ramię i pokazał, ze na grobie jest INFO o Jerzykach i wtedy Szczepan przestał gadać. Przestał gadać tylko w tym momencie, ponieważ buzia nie zamykała mu się praktycznie przez cała drogę. Nawet wtedy, kiedy robił za wielbłąda i niósł na barana nasze najmniejsze latorośle.

   KUBA:
Kuba był z całym wyposażeniem desantowym i całą rodziną. W pewnym momencie oddalił się samowolnie i nikt nie wiedział o co chodzi. Znalazł się przy grobie Jerzyków i do końca rajdu nie dowiedzieliśmy się co robił. Wraz ze swoim synem i Szpilą ruszył w szpicy szybkim marszem na spotkanie "Jakaców" i przygotowanie ogniska.

   JAKAC:
Jakuś z żonką spóźnili się i czekali na miejscu w którym mieliśmy rozpalić ogni-sko. Oczywiście przydały się telefony komórkowe jako najistotniejszy element alarmowej sieci brzuchatych ex-harcerzy.

   ZBYSZEK B.:
Niestety nie przestawił zegara na czas letni i zrezygnował z gonienia nas po puszczy.

   LULEK:
Lulek w pewnym momencie wziął do ręki mapę i rzekł: "... po co tak kręcimy, tędy byłoby bliżej ..."

   SZPILA:
Szpila podczas posiłku na polu biwakowym koło Pociechy wyjął swój wspaniały ogromny nóź do pokrojenia chlebka, ale okazał się on zupełnie bezużyteczny z powodu swojej "tępoty"! Ale jak bywa na biwaku znalazło się kilka innych zde-cydowanie lepiej nadających się do tego typu czynności narzędzi.

   Szpila oczywiście poprowadził "na skróty", chociaż w zdecydowanie okrojonej wersji niż planował. Mapy i busole jednak przydały się, a ostatni śnieg tego roku dodał pikanterii temu spacerowi. Co możecie zobaczyć na załączonych zdjęciach. Niestety nie widzieliśmy ani dzików, ani łosi, ani innej puszczańskiej zwierzyny, ale tak to już jest, że one wiedzą kiedy nadchodzi niedziela i zwalają się do ich domu dwunożne ludziki w swoich ryczących pojazdach i swoimi przyjaciółmi - pieskami bez smyczy i kagańca.

   Aha - byłoby umknęło najważniejsze MARZANNA: Oczywiście jak dobry zwyczaj nakazuje - utopiliśmy ją w najbliższej strudze. Jak pamiętam to był ostatni śnieg tej wiosny, wiec coś w tym topieniu jest ...

I to by było na tyle.

opowiastka wg Krzyśka Hopfera