Sylwester w Rycerce Górnej

Miejsce:
Pensjonat "Helenka" w Rycerce Górnej [Kolonia] Beskid Żywiecki.

Zbiórka:
Zbieraliśmy się kilka dni. Przyjeżdżaliśmy w zależności od terminu na jaki pozwalała praca zawodowa. Nie stawialiśmy sobie żadnych sztywnych terminów.

Co robiliśmy:

27-12-2001
Piotr odśnieżał parking na nasz przyjazd, bo przecież przyjechał pierwszy.

28-12-2001
Piotr i Krzysztof ujeżdżali dziewiczy puchowy stok narciarski na wyciągu Pensjonatu "Helena". Zjazd zasadniczy uczestników, a po południu narty na innym wyciągu.

29-12-2001
Wycieczka do schroniska na Przegibek. Część wracała na nogach, cześć na sankach, a jeden "kamikadze" na nartach. Zadymka, ale humory wspaniałe, bo sceneria jak z bajki. Dzieciaki puściliśmy na czoło, a one narzuciły tempo trochę zabójcze jak dla oldboy'ów za kierownicy i biurka. W schronisku znalazła się gitara i trochę wspólnie pośpiewaliśmy, a trochę posłuchaliśmy, bo facet naprawdę dobrze grał i przypomniał nam kawałki The Beatles z naszych najlepszych czasów. Dla żołnierzy Straży Granicznej wspólnie zaśpiewaliśmy "Hej Sokoły" oczywiście przy grzanym piwie z sokiem malinowym.

30-12-2001
Trochę na wyrost przestraszyliśmy się pogody i zrezygnowaliśmy z wycieczki na Wielką Raczę, ale nie wszyscy, bo Sylwek zepsuł sobie wiązanie w narcie i poszedł i wrócił, choć trochę spóźnił się na obiad [całą noc padało, a temperatura podniosła się do zera , tak jakby zawiał halny]. Część poszła na narty, ale zdecydowana większość wybrała się na wycieczkę do Żywca i Jeleśni. W Żywcu zwiedzali Muzeum Ziemi Żywieckiej - stroje regionalne, zwierzaki no i jak to w muzeum. Niestety muzeum było zamknięte i tylko dzięki osobistemu wdziękowi Sławka zostali wpuszczeni, ale nie było prądu więc wszyscy zapłacili tylko za bilety ulgowe. Popołudnie spędzili w Starej Karczmie w Jeleśni z 1792 r. przy starym polskim żarciu.

31-12-2001
Rano narty i spacerki, czyli jak zwykle zajęcia w podgrupach, a potem oczywiście kulig w saniach z pochodniami, w połowie ognisko z góralską herbatą, kryształami i śpiewankami niestety bez gitary. Najzagorzalsi kuligowicze pojechali z dzwonkami w dół Rycerki, a kilkoro zostało przy ognisku, pojedli specjały z horoleski, pogadali i wracali spacerkiem w romantycznej atmosferze białych smreków oświeconych światłami pochodni. Wieczorem większość przywdziała kreacje, a ci co nie mieli nie przywdziali i też było dobrze, wszyscy bawili się wspaniale. Nie obeszło się bez pożaru - zapaliła się dekoracja z krepiny od zimnego ognia, ale jak na starych harcerzy przystało - pożar został stłumiony w zarodku. O północy góralskim zwyczajem wszyscy wyszliśmy na "pole", aby wspólnie witać Nowy Rok przy szampanie, petardach i fajerwerkach oraz nierozłącznych harcerskich pochodniach. Każdy każdemu życzył co uważał za stosowne, ale wszyscy wszystkich siarczyście wycałowali i będzie to widać nawet na zdjęciach. Nawet górale byli wzruszeni naszą wspólna serdecznością, bo nie było u nich tak wspaniałej zgranej, razem bawiącej się ekipy "staruszków" jak nasza :) Rano po szampańsko przetańczonej nocy niektórzy mieli wielkie plany na Wielką Raczę, ale wyszła tylko "la kuka racza".

01-01-2002
Znowu odśnieżamy i pomagamy samochodom opuszczającym imprezę. Po obiedzie znalazł się zdobyczny szampan Michała, który osobiście otworzył i razem skonsumowaliśmy. Sławek cały nieszczęśliwy, bo nie jest księgowym, a musi się rozliczyć za wszystkich, ale poradził sobie i Helenka ze Sławka bardzo zadowolona.

02-01-2002
Znowu odśnieżamy i wypychamy pozostałe samochody. Ostatni opuszczają Rycerkę nie drogą, ale tak jakby torem bobslejowym - po obu stronach drogi zwały śniegu jak bandy toru bobslejowego. Sławek jeszcze został w oczekiwaniu na zjazd ekipy, która była zakwaterowana w leśniczówce. Ci, którzy wyjechali do domu pierwszego dnia roku nie mieli problemu z dojazdem, a ci, którzy wyruszyli drugiego dojechali z przygodami po 17 godzinach za kierownicą lub po noclegu w Bielsku-Białej (1 samochód), Częstochowie (2 samochody). Natomiast samochód, który jechał na Wrocław nie mógł się przebić przez zaspy na wysokości Lublińca i zdecydowali się na nocleg.

Plusy:
Helenka gotowała wspaniale. A mniej więcej tak: był obiad na śniadanie, obiad na obiad i obiad na kolację.

Minusy:
Gdyby zostać dłużej konieczny byłby zakup drugiego samochodu na rosnący brzuszek po takim żarciu.

Warto odwiedzić:
Powyżej leśniczówki wspaniałe miejsce to odwiedzenia. Rzeźby w drewnie: Baba Jaga latająca na miotle, grający na trąbie aniołek z diabelskimi kopytkami; Matka Boska malowana w stylu Nikifora, wiatrowy dzwonek, ale większość niestety była przysypana śniegiem. Fajne obejście człowieka zakochanego w sztuce naturalnej, a w szczególności w drewnie. Samo Życie i Luz.

Uwagi:
Na każdej imprezie należy wyznaczyć kronikarza - będzie zdecydowanie łatwiej taką imprezę opisać.

Wnioski:
Wszyscy powinniśmy namówić Wojtka oraz innych naszych przyjaciół, żeby trochę pospacerowali, bo świeże powietrze to chyba jednak najlepsze lekarstwo na stres i kłopoty. To przecież Baden-Powell napisał:

"Nie jesteśmy klubem, ani szkółka niedzielną, ale szkołą puszczaństwa. Musimy więcej przebywać na otwartej przestrzeni dla zdrowia duszy i ciała tak skauta jak i drużynowego"
źródło: "Wskazówki dla skautmistrzów" Wydanie II
autor: Baden-Powell
Harcerskie Wydawnictwo "Godziemba"
Warszawa 1946 strona 69

Podziękowania:
Oczywiście dla Sławka, który był inicjatorem tego Sylwestra i Małgosi żony Sławka, że pozwoliła zająć się mu organizacją tej imprezy. Nie można nie wspomnieć o Piotrze, wspaniały facet, który zrobił nam miejsce na samochody i chyba jeszcze więcej , ale nie znam szczegółów. Jednak jak go o to zapytałem, to tylko coś pomarudził, że pomagał Sławkowi w organizacji i zdjęciach. Poza tym Basi, a nazywanej przez Sławka "Basia nasza kochana", że wzięła do ręki gitarę i razem z Piotrem [głównym gitarzystą] grali i pozwolili nam spędzić jeden wieczór i jedną noc przy cudownych śpiewankach.
Wszystkim nam, ze byliśmy razem tak jak kiedyś oraz za to, ze pomagaliśmy sobie tak jak Michał powiedział:
"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"

Podsumowanie, czyli potwierdzenie decyzji o powołaniu Stowarzyszenia.
W drodze powrotnej Basia "nasza kochana" trochę podsypiała, ale w jednej z chwil powrotu do rzeczywistości wyszeptała [cytat z przekazu]:
części osób zupełnie nie pamiętałam, bo działali w różnych okresach, ale obserwując ich przekonałam się, "że to ta sama bajka"

!!! Byle tak dalej !!!

opracował: Krzysztof Hopfer 'Szpila'