Karnawał 2003.
relacja z zabawy.
Jeszcze w karnawale tego roku, albowiem 22 lutego udało nam się, jak staropolska tradycja nakazuje, urządzić bal karnawałowy.
Niedaleko od Warszawy, nieopodal Zalewu Zegrzyńskiego, w Ludwinowie Zegrzyńskim udało nam się zebrać grupę zapaleńców, którzy niepomni na powagę swoich stanowisk i lat (chociaż pono wszyscy jesteśmy w jednym, XXI wieku) przybyli bawić się w odpowiednich na tę okazję strojach.
Jako pierwsza zjawiła się w komplecie rodzina Kubańskich, ubiorami znakomicie podkreślając swoje charaktery: Krzysztof - ksiądz proboszcz, Ela - diabeł (nie jedyny, ale za to z widłami) i ich pociechy- Iza - cyganka i Sławek jako swoja siostra Iza. Następnie zajechał Piotr, a może raczej Don Pedro i jakoś tam dalej w olbrzymim sombrero i z uroczymi kwiatami dla gospodyni, za co bardzo gorąco raz jeszcze mu dziękuję. Chwilę potem pojawili się Mirka i Bogdan Kusinowie, którzy przywieźli ze sobą Basię Lipkę - moją nieocenioną pomocnicę i prawdę mówiąc prawdziwą organizatorkę imprezy. Mirka i Bogdan wystąpili we wspaniałych oryginalnych strojach arabskich, chociaż historia powinna odnotować fakt, że w jakiś czas potem Bogdan, podobno na skutek panującej wysokiej temperatury, zmienił "wyznanie" na mojżeszowe i bawił się z nami jako ortodoksyjny mieszkaniec Izraela. Wyznania nie zmienił natomiast Sławek Szczepanik, od początku do końca podający się za szejka arabskiego wraz ze swoją jedną z żon z haremu Małgosią. Basia Lipka ujawniła swoje prawdziwe "ja" będąc podobnie jak Ela diabełkiem - co prawda bez wideł, ale za to ze świecącymi rogami. Staropolskie tradycje utrzymywali Michał i Grażynka Soćko stanowiąc prawdziwe przedmurze chrześcijaństwa w kontuszu, acz bez szabli, i w balowej sukni polskiej szlachcianki. Pomagał im w tym Krzysiek Hopfer w odpowiednim do tej roli przebraniu wraz z Kają. Na wypadek jakowegoś nieszczęścia Jarek i Agata przybyli jako lekarz i Cyganka, co to na kłopoty zawsze znajdzie radę.
Zabawę rozpoczęto tradycyjnym polonezem, prowadzonym w pierwszej parze przez Michała i Grażynę. Basia jako diabeł-wodzirej spisywała się doskonale. Ilość gier i zabaw przez nią zaproponowanych była doprawdy imponująca. Nie zapomniano także o złożeniu życzeń Małgosi Szczepanik z racji jej imienin. Tańczono, jedzono, pito - acz nie za dużo (co jedyne może było niezgodne ze staropolskim charakterem imprezy), a nawet śpiewano - głośno i chóralnie odśpiewano "W stepie szerokim", "Czterech Pancernych" i "Klossa".
Ze względu na ilość czasu, którym dysponowali goście zabawa trwała dla niektórych do rana, dla innych do śniadania, a dla najbardziej wytrwałych nawet do obiadu.
opracowała "koniara" czyli Magda Gniadek