Hopfer Krzysztof - ps. Szpila / Alipsz
Jak zostałem "zwerbowany" do harcerstwa?:
Kolega powiedział mi, że jeżeli tak jak on bedę w MSR [Młodzieżowa Służba Ruchu] [harcerska odmiana ORMO]
[tj. komunistyczna indoktrynacja - tak to dzisiaj widzę i oceniam] to dostanę lizak i bedę ubezpieczał
wjazd kolarzy na Stadion Dziesięciolecia! i będę przeprowadzony przez wszystkie kordony
[ludowej - niestety tak się wtedy nazywała] Milicji.
No i wstąpiłem, chociaż piłki na boisku było mi żal, a z Wyścigu Pokoju nic nie wyszło niestety,
ale zdarzyło się wiele fajnych rzeczy o których napiszę w nastęnym wejściu.
Teraz nie oglądamy Wyścigu Pokoju! Jeżeli znajdziemy czas to może: "wiadomosci sportowe".
Wtedy kibicowaliśmy przy radioodbiornikach, a jak sąsiad miał telewizor,
to musiał otworzyć drzwi dla wszystkich z klatki. Dobrze, że zostawili ten sam sygnał dźwiękowy -
przynajmniej raz w roku wzruszy się człowiek wspominając stare lata.
A jak stara czarnobiała kronika filmowa z Wyscigu Pokoju leci w TV i Szurkowski wpada na metę to prawie orgazm.
Zacząłem w mojej S.P. 69 na ul. Wiktorskiej.
Szczep z pomarańczowymi hustami im. "Zoski" Tadeusza Zawadzkiego miał swoje miejce w Hufcu
Mokotów i jestem z niego dumny.
Szczycił się tym, że chodziliśmy kolumna trójkową. [mialo to znaczenie na imprezach hufcowych, bo
kolumna trójkowa zawsze była dłuższa od czwókowej i optycznie Szczep wyglądał zdecydowanie lepiej
od reszty, ale nauka musztry nastręczała troche kłopotów]
Były wspaniałe biwaki w Puszczy Kampinowskiej; wtedy jeszcze jeździliśmy PKS-em z Dworca Marymont
do Truskawia [dlatego tam byla Marzanna 2001, którą organizowałem], tam również organizowałem
swoje pierwsze gry terenowe z tematu "terenoznawstwo". Na tych biwakach zawsze był "Wspólny stół" -
przejąłem ten obrzęd i zawsze propagowałem go w swojej działalności harcerskiej.
Były wspaniałe obozy i właśnie na nich dużo się nauczylem o swobodzie życia i działalności harcerskiej.
Moja harcerska historia w Zośkach:
Zacząłem jako zwykły harcerz; szybko awansowałem na przybocznego drużyny zuchowej, chociaż nie
czułem się na siłach sprostać zadaniu i miałem rację, bo za mało wiedziałem i byłem za młody -
drużynowa nie przychodziła na zbiórki i sam je musiałem prowadzić, a żadnego przygotowania nie
miałem, więc kochane zuszki przestawiały ławki na zbórkach, a Ja nie byłem w stanie opanować
towarzystwa.
Moja największa wpadka z tego okresu:
Stawiłem się na zbiórke o godz. 6.oo, musiałem iść pieszo jakieś 3 km, bo mieszkałem już trochę dalej, a
autobusy nie jeździły o tej porze w niedzielę; moja konsternacja była niesamowita jak nie spotkałem
nikogo pod szkołą.
Po prostu stawiłem się na zbórkę o tydzień wcześniej!
Z tamtego okresu chciałbym znaleść:
Barbara Surma - mieszkała przy ulicy prostopadlej do Rakowieckiej; wejście z rogu - Szczepowa;
Radek - kolega z klasy - nie pamietam nazwiska - ładnie pisal - może został literatem?
Żandar...... - kolega z klasy i harcerz - pamiętam go jak mi pomagał w bójce z podwórkowymi huliganami
w obronie moich zuchów na górce koło szkoły w czasie Akcji Zima [roku nie pamiętam].
Potem zmieniłem szkołę i pierwsze spotkanie z harcerstwem skończyło się.
Chcecie ciąg dalszy?
PS; Przeczytajcie "Kamienie na Szaniec".