Autobiografia
słowa Bogdan Olewicz
Miałem dziesięć lat, gdy usłyszał o nim świat a W mej piwnicy był nasz klub. F G Kumpel radio zniósł, usłyszałem "Blue Suede Shoes" I nie mogłem w nocy spać Wiatr odnowy wiał, darowano reszty kar Znów się można było śmiać. W kawiarniany gwar jak tornado jazz się wdarł I ja też chciałem grać. Ojciec Bóg wie gdzie martenowski stawiał piec Mnie paznokieć z palca zszedł Z gryfu został wiór, grałem milion różnych bzdur I poznałem, co to seks. Pocztówkowy szał - każdy z nas ich pięćset miał Zamiast nowej pary dżins A w sobotnią noc był Luksemburg, chata, szkło Jakżesz się chciało żyć. Było nas trzech, w każdym z nas inna krew F G Ale jeden przyświecał nam cel: C a Za kilka lat mieć u stóp cały świat, F G Wszystkiego w bród. a Alpagi łyk i dyskusje po świt Niecierpliwy w nas ciskał się duch. Ktoś dostał w nos, to popłakał się ktoś, Coś działo się. Poróżniła nas, za jej Poli Raksy twarz Każdy by się zabić dał W pewną letnią noc gdzieś na dach wyniosłem koc I dostałem to com chciał. Powiedziała mi, że kłopoty mogą być, Ja jej, że egzamin mam. Odkręciła gaz, nie zapukał nikt na czas Znów jak pies byłem sam. Stu różnych ról, czym ugasić mój ból Nauczyło mnie życie jak nikt. W wyrku na wznak przechlapałem swój czas Najlepszy czas. W knajpie dla braw klezmer kazał mi grać Takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd. Pewnego dnia zrozumiałem, że ja Nie umiem nic. Słuchaj mnie, tam pokonałem się sam Oto wyśnił się wielki mój sen Tysięczny tłum zbija słowa z mych ust, Kochają mnie. W hotelu fan mówi: "Na taśmie mam To jak w gardłach im rodzi się śpiew." Otwieram drzwi i nie mówię już nic Do czterech ścian. |